Pan Miś tworzy dla siebie samego. Pierwotna, “czysta” sztuka wynika z egoizmu. Akt twórczy, jako ekspresja zgromadzonego nadmiaru, wpisuje się w ponadczasowy archetyp artysty. 

Moment, w którym pierwszy jaskiniowiec namalował „coś” intencjonalnie na ścianie. Dokonał wtedy przełomu, wyłącznie z powodu odczuwanego wewnątrz nadmiaru: emocji, wyobrażeń, wrażeń.

Cała reszta: podziw, zainteresowanie, prestiż społeczny, kategorie estetyczne, wymyślna intencja, aby dzieło „przeżyło” autora, wszystko to stanowi zaledwie reperkusje swoistego „wylewu istnienia”, zaistniałego w obrębie jednostki. Przesilenia istoty wewnętrznej, szeroko rozumianej “duszy”.

Co symptomatyczne – pierwszy artysta mimochodem „stworzył artystę” jako takiego.

Wszystko co istotne w omawianym zagadnieniu, wydarzyło się wewnątrz jednostki i wynikało z natury człowieka, wrodzonej mu wrażliwości i wpisanej w jego istotę trwożliwości. Niemalże fizjologiczna konieczność uzewnętrznienia, stanowi praprzyczynę, dla której ludzie tworzą. Z przerażenia, z zachwytu. Z miłości, z nienawiści. Od wewnątrz, z biegunowo skrajnych stanów ducha. Bezinteresownie. 

Każda inna odpowiedź na tytułowe pytanie budzi mój sceptycyzm i podejrzliwość.

Słowa. Zrozumiały język dialogu. To nie mógł być „protokół”, w którym dokonała się metamorfoza z jaskiniowca w artystą.

Myślę o „języku drugiego rodzaju*”. Tym wewnętrznym, danym tylko sobie. Nienazwanym. Subiektywnym. On nie służy komunikacji interpersonalnej, stanowi raczej „wiersz poleceń” i swoisty raport ze stanu świadomości, generujący się w czasie rzeczywistym. Obowiązują w nim inne reguły, a składnia i przypisana dynamika warunkowane są bodźcami. Komunikuje, ale nie pozwala dać się porozumieć z kimś innym. 

To w nim dokonała się interesująca nas przemiana, „akt stworzenia artysty”.

Tak obrazuję sobie metajęzyk i jego funkcję.

Michał jedynie potwierdza uniwersalność dziejową przytaczanego schematu. Jego sztuka jest czysta, pochodzi prosto od serca.

Przemawia nią, bo nie miał innego wyjścia. Kiedy tworzy, wypowiada się immanentnym sobie językiem przeżywania, istnienia.

W jego wyborze twórczości jako życiowej pasji, nie było grama intelektualizacji. Nikt nie ingerował, nie kwestionował: Co, Jak, Dlaczego? Wyszło naturalnie. Samoistnie.

Pan Miś jako dziecko rysował na potęgę. Następnie pokazywał swe rysunki każdemu z otoczenia, budząc przy tym powszechną radość i wesołość. Myślę, że na płaszczyźnie podświadomości prędko pojął, że oprócz egoistycznego wyrażenia siebie, znalazł sposób na otrzymanie upragnionego zainteresowania i szacunku. Zamiast wzbudzać troskę, dostaje komplementy. Uśmiechy, radość… Dla kontrastu, mogę sobie tylko wyobrazić jego pierwsze wspomnienia: stałą obawę, strach, troskę rodziców. Ciężkie i gęste emocje. Podczas porodu zaplątał się w pępowinę i cudem przeżył. Niestety, część architektury jego mózgu uległa permanentnej degradacji. Nikt wówczas nie potrafił wskazać, jakie to obszary i na ile będzie zdolny funkcjonować samodzielnie? 

Trudny i definiujący start, dla całej rodziny.

Może stąd w tej sztuce aż tyle mroku?

Tymczasem tworząc, doświadczał magii. Na moment stawał się kimś ważnym, będącym w centrum uwagi, w pozytywnym znaczeniu. Wrodzona motywacja wewnętrzna została wsparta przez nabytą, zewnętrzną. W ten sposób bycie kreatorem stało się dla niego sposobem i sensem życia.

Jestem jego starszym bratem, nazywam się Maciej. Od najmłodszych lat, kiedy to tworzył tysiące rysunków – szkiców teraźniejszych kreatur, obserwowałem jego rozwój. Teraz pomagam mu dotrzeć do odbiorców z jego sztuką. Działam w każdym obszarze, do którego Michał „nie ma głowy”, również jako skryba. Czasem będę stosować pierwszą osobę liczby mnogiej, ponieważ Planeta Pana Misia stała się również i moją, wielką przygodą. Nie jestem „aniołem”, nie ważne kim jestem. Michała w roli twórcy dopingowałem zawsze, zdając sobie sprawę, że to jedyna możliwa droga, dzięki której może poczuć pełnię przywileju bycia człowiekiem. Doświadczyć wolności w całej doniosłości. 

Wyobraźnia nie zna ograniczeń.

Pan Miś tworząc, stawał się nomen omen „panem” kreowanego świata. 

To potężna moc, z którą wiąże się odpowiedzialność.

Na szczęście wykazuje on dojrzałość i pokorę, niestrudzenie realizując swój wielki talent.

Teraz nastał moment, aby wyjść z „Szopy”.

 ***

Dlatego, ponieważ wierzymy, że sztuka może zmieniać jakość życia na lepsze.

Przesłanie Pana Misia wykracza poza niego samego, może stanowić inspirację, pozytywny przykład. Udowadnia, że pomimo istnienia przeróżnych ograniczeń, można się realizować. Budzić zachwyt. Wysyła klarowne przesłanie, o tym, że warto tworzyć, dla siebie. Ekstrapolując: robić to co się kocha, egoistycznie, bez żadnych kompromisów. Bez temperowania się. Niezależnie, od tego kim jesteśmy i jakie mamy talenty –  jakieś mamy. Nie zmarnujmy tego przywileju.

Warto gonić za marzeniami, bo kiedy są podparte rzetelną pracą, mogą się ziścić. Bez żadnej magii. Prawem i przywilejem każdego człowieka jest mieć coś do powiedzenia, być szczęśliwym i spełniać się w wybranej roli. Michał daje sobą świadectwo, że twórczość plastyczna może stanowić niezawodny azyl. Otwiera sposobność na pozawerbalną metodę komunikacji ze światem zewnętrznym.

Pozwala się wyrazić

Stanowi dowód wprost, o tym, że termin „arteterapia” działa i poprawia jakość życia.

Pytanie tytułowe:

Dlatego, że stanowiąc głos „dyskryminowanych”, ma coś istotnego do powiedzenia.

Dlatego, że wywodząc się z potrzeby serca, stanowi sens życia.

Dlatego, że jest inne od całej reszty.

Dlatego, że jest wspaniałe.

Kategorie: Misja

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *